Ścieki ze stargardzkiego systemu kanalizacji ogólnospławnej dostały się w minioną sobotę do rzeki Iny – przyznaje prezes spółki Wody Miejskie Stargard, Piotr Tomczak.
Woda w Inie uległa w minioną sobotę silnemu zatruciu, czego efekty poniżej Stargardu widać do dzisiaj, bo spływają nią tysiące śniętych ryb. Ekolodzy mówią o katastrofie ekologicznej, wskazując, że źródłem problemu jest miejski system kanalizacji w Stargardzie, a prezes Tomczak przyznaje, że gdy nad miastem przechodzą gwałtowne ulewy, problem się powtarza.
– Uruchomiły się przelewy na kanalizacji spławnej, problem znany jest od lat. Spółka obecnie opracowuje plany i podejmuje kolejne działania mające na celu minimalizowanie tego problemu. Obecnie jesteśmy na etapie zlecenia dokumentacji projektowej na zwiększenie retencji na oczyszczalni ścieków – powiedział P. Tomczak w rozmowie ze stacją Twoje Radio.
To, dodajmy, nie pozwoli na szybkie rozwiązanie problemu, bo cały proces inwestycyjny może zająć 4 lata. Prezes Tomczak dopowiedział zresztą, że może to jedynie wpłynąć na skalę zjawiska, ale całkowicie go nie wyeliminuje i przy nawalnych ulewach zawartość stargardzkiej infrastruktury kanalizacyjnej nadal będzie wlewać się do Iny.