Brzydkim, dużym, a przede wszystkim nielegalnym graffiti wypacykowany został jakiś czas temu spoczywający na dnie Jeziora Dąbie wrak betonowej barki.
Popularny “Betonowiec” z czasów 2. Wojny Światowej od lat stanowi atrakcję turystyczną – o tyle wyjątkową, że można do niej dotrzeć tylko drogą wodną. Niedawno, jak się okazuje, część jego burty została zamalowana farbami o bardzo intensywnej kolorystyce, a Andrzej Łukasiak z Ośrodka Sportu i Rekreacji przyznaje, że ciężko takie sytuacje komentować.
– To obiekt o dużej wartości historycznej i równie duża atrakcja turystyczna, a tego typu ingerencja to po prostu wandalizm. Niestety sytuacja wygląda też tak, że jednostka de facto nie ma właściciela. “Betonowca” promujemy, przyciąga on turystów, niestety na co dzień nie ma komu dbać o jej stan i wygląd. To przykre – powiedział nam.
Jak podaje strona wszczecinie.pl, przez lata utarło się, że na dnie jeziora Dąbie osadzony jest „Ulrich Finsterwalder”. Taką nazwę wymalowano nawet na betonowym kadłubie. Teraz wiadomo już jednak z całą pewnością, że prawdziwy „Ulrich Finsterwalder” spoczywa na dnie Morza Bałtyckiego, w pobliżu Wisełki. Okazuje się natomiast, że betonowiec z jeziora Dąbie nigdy nie miał nazwy własnej. Przy budowie oznaczono go jako D-62, a na wodę spłynął 19. sierpnia 1944 r. w stoczni w dzisiejszym Darłówku.
Wiele wskazuje na to, że D-62 w trakcie ewakuacji został zatopiony przez Niemców w pobliżu wyspy Wolin. Po wojnie wydobyto go i służył jako pływający magazyn. W 1947 r. kadłub ponownie zatonął, tym razem przy brzegu wyspy Górnej Okrętowej, gdzie próbowano załatać powstałe nieszczelności. Po 15 latach kadłub został ponownie wydobyty i przetransportowany w okolice ujścia Iny.