/
Paweł Palica

Pustynia Atacama – magiczne miejsce na drugim końcu świata

fot. Paweł Palica

Położona w północnej części Chile pustynia Atacama to z perspektywy Goleniowa inna planeta. Wyprawa na nią jest jednak zdecydowanie warta grzechu.

Pustynia to zapewne ostatnie miejsce, które przeciętnemu zjadaczowi chleba kojarzyłoby się z Ameryką Południową. Dżungla, potężne rzeki, egzotyczne gatunki zwierząt i roślin, rozgrzane słońcem plaże – i owszem. Ale pustynia? Okazuje się, że jak najbardziej, w dodatku wyjątkowo sucha, z roczną sumą opadów poniżej 100 mm. Dość powiedzieć, że w niektórych rejonach Atacamy deszcz nie padał od ponad stu lat, a w innych pojawia się co kilka.

Desierto de Atacama to olbrzymi, potraktowany wyjątkowo bezlitośnie przez palące wszystko słońce obszar o długości ponad 1000 kilometrów, a szerokości dochodzącej do 100 km. Gdzie okiem sięgnąć – piach i żwir, wyschnięte koryta okresowych rzek, bezbrzeżne połacie nicości lub wysmagane wiatrem skały. Na pierwszy rzut oka kraina, w której życie nie istnieje. Na drugi, trzeci i każdy kolejny, bo przyglądać się można pustyni bez końca, zaskakująca różnorodnością.

Jak tutaj dotrzeć? Najprościej chyba przez stolicę Chile – Santiago. Stąd samolotem należy polecieć do prawdopodobnie najbrzydszego miasta świata, jakim jest Calama, a na lotnisku przesiąść się w busa jadącego do San Pedro de Atacama. To niewielkie, położone pośrodku niczego, nastawione przede wszystkim na oskubanie turystów z ostatniego peso miasteczko, jest idealną bazą wypadową dla globtroterów. Pełno tutaj chociażby małych biur podróży, oferujących grupowe wyjazdy na pustynię (uwaga, nie w każdym dogadać się można po angielsku).

Wachlarz możliwości jest naprawdę duży: od położonego na wysokości 4300 metrów nad poziomem morza pola gejzerów El Tatio (zimno i nie ma czym oddychać), przez słone laguny (wieje jak diabli, a po pustyni stale wędrują małe trąby powietrzne), Dolinę Śmierci (cóż, umiera się od palącego słońca), Dolinę Księżycową (dalej się umiera), po zdumiewające odmiennością rozlewisko Río Putana, po którym paradują spokrewnione z lamami, dziko żyjące wikunie andyjskie czy położoną blisko niego Lagunę Flamingów, zasiedlonej przez – szok i niedowierzanie – flamingi (i inne ptactwo wodne). Wybór jest oczywiście znacznie większy, a ograniczać go może jedynie zawartość portfela. A ta w San Pedro uszczupla się w tempie szybszym niż pisco sour, sączone wieczorową porą w prowadzonym przez Peruwiańczyków barze. Lifehack: będąc w Chile, stołuj się u Peruwiańczyków.

Zapraszamy do obejrzenia galerii zdjęć wykonanych na Atacamie pod koniec listopada 2022 roku przez jednego z mieszkańców Goleniowa.

To top